-

MarekBudzisz

Amerykańska oferta pod adresem Kremla.

Po spotkaniu w Helsinkach w rosyjskiej prasie pojawiło się szereg artykułów, które można odczytać w kategoriach krytyki dotychczasowej polityki Moskwy i wezwania, choć nie wprost, do rewizji jej zasadniczej linii. Przypomnijmy, że generalnie polega ona na „odwróceniu wektorów na Wschód” oraz próbie budowy antyamerykańskich platform integracji krajów chcących uprawiać politykę od Waszyngtonu niezależną, takich jak BRIKS czy SZOS. Przy czym nie idzie tu o zmianę kierunku. Wśród rosyjskich elit panuje dość zgodne przeświadczenie, że w dłuższej perspektywie ta opcja jest dla interesów kraju korzystna, ale raczej o pewne przesunięcie akcentów, o skoncentrowanie się na własnych sprawach i większe uniezależnienia, a może zniuansowanie polityki wobec Chin. Przy czym pojawiające się głosy mogą być odczytane również w kategorii apelu o pewne uspokojenie w polityce zagranicznej, o rezygnację z wielkomocarstwowych ambicji, bo próby ich realizacji, mogą w praktyce oznaczać polityczne niepowodzenia i wymierne ekonomiczne straty. 

    Najlepszym przykładem w tym względzie jest Republika Południowej Afryki, której władze właśnie poinformowały o tym, że rezygnują z ambitnego i wartego 50 mld dolarów programu budowy sieci elektrowni atomowych. Całe przedsięwzięcie zostało zablokowane w wyniku decyzji sądu jeszcze w ubiegłym roku, co obserwatorzy wiązali z toczącą się w RPA wewnętrzną „wojną” wokół prezydentury Jacoba Zumy. Ale teraz, w trakcie spotkania państw BRIKS prezydent kraju Cyril Ramaphosa, powołując się na brak środków poinformował o zamknięciu programu. Z punktu widzenia Rosjan informacja ta to bardzo gorzka pigułka. Z dwóch powodów. Przede wszystkim, dlatego, że rosyjska państwowa korporacja Rosatom uchodziła za jednego z faworytów w ogłoszonych jeszcze przez Zumę przetargach. Formalnie zablokowane one zostały decyzją sądu, który tak zareagował na skargę ekologów, ale faktycznie, jak argumentują obserwatorzy był to element władzy z Zumą. Moskwa wspierała byłego prezydenta RPA w jego wewnętrznych rozgrywkach, a kiedy jego pozycja była na tyle słaba, że wiadomo było, iż zmuszony zostanie do odejścia zaangażowała się w projekt polegający na promowaniu, w charakterze następcy, jednej z jego żon. I teraz zbiera owoce tego niepotrzebnego zaangażowania. Ale zdaniem rosyjskich obserwatorów to nie jedyna gorzka pigułka, którą Putin musiał przełknąć w Johanesburgu. Drugą była sama formuła spotkania. Otóż Rosja, w przeciwieństwie do Chin, jest dość sceptyczna, jeśli idzie o pomysły przyjmowania do grupy innych państw. Ale Pekin postawił na swoim i na szczyt BRIKS zaproszeni zostali liderzy Turcji, Egiptu, Indonezji, Argentyny oraz wielu mniejszych, głównie afrykańskich krajów. Rosjanie obawiają się, że grupa przekształci się, trochę w wyniku dysproporcji potencjałów między Chinami a pozostałymi uczestnikami formatu (może za wyjątkiem Indii) w narzędzie ekspansji Pekinu.

    Niezawisimaja Gazieta, publikuje artykuł Igora Pankratienko, politologa, eksperta Instytutu Azji Środkowej i Afganistanu, poświęcony narastającej, w jego opinii, fali sinofobii w krajach regionu. (http://www.ng.ru/kartblansh/2018-07-29/3_7276_kart.html). Gazeta kierowana przez Konstantina Remczukowa dość regularnie publikuje artykuły, które mogą być odczytane, jako próba sformułowania ostrzeżenia przed zbyt daleko idącym politycznym aliansem z Pekinem. Remczukow stanął niedawno na czele komitetu wyborczego mera Moskwy w zbliżających się w rosyjskiej stolicy wyborach, zatem głosy pojawiające się w kierowanej przez niego gazecie mogą być odczytywane w kategoriach jednej z opinii rosyjskiego establishmentu. Panktarienko w swym artykule zauważa, iż społeczna recepcja chińskich inwestycji w krajach Azji Środkowej zmieniła się w ostatnich latach dość znacznie. Wzrosła mianowicie grupa przeciwników napływu Chińczyków. Jego zdaniem zarysował się nawet trend – im więcej inwestycji, tym większe niezadowolenie społeczne. Dzieje się tak za sprawą tego, w jaki sposób Chińskie firmy są obecne w krajach regionu – nie zatrudniają miejscowych, nie dają zarobić lokalnym kooperantom i w gruncie rzeczy wszystkie korzyści z kapitałowej ekspansji Pekinu wzbogacają tylko jedną, i tak już bogatą stronę, tych relacji. Co oczywiście nie oznacza, że inwestycje zostaną wstrzymane. Zdaniem rosyjskiego analityka głosy społecznego sprzeciwu od Kirgizji, przez Kazachstan po Uzbekistan świadczą o czymś innym. A mianowicie o tym, że Chińczycy dogadują się z centralną władzą a zapominają o lokalnych, klanowych uwarunkowaniach. I ta wzbierająca fala szemrania pobudzona jest przez pominiętą przy „podziale tortu” starszyznę klanową. W jego opinii trend ten w sposób dość zasadniczy zmienić może sytuację w regionie, bo lokalne elity, i takim ostrzeżeniem Pankratienko kończy swój artykuł, dostrzegły w sinofobii, wygodne polityczne narzędzie podniesienia własnej ceny. Jest już tylko kwestią czasu, konkluduje, kiedy „wystawią je na międzynarodową licytację”. Tym dość oczywistym, choć nie wprost ostrzeżeniem, kończy się tekst.

    Ale w tej samej Niezawisimej wydrukowano też wywiad z Edwardem Luttwakiem, specjalistą ds. geostrategii, byłym doradcą amerykańskich prezydentów Reagana i Busha seniora. O ile Pankratienko pozostawia pewne rzeczy niedopowiedziane, o tyle Luttwak stawia sprawę jasno. Jego zdaniem amerykańska polityka zagraniczna w najbliższych latach, jeśli nie dziesięcioleciach będzie koncentrowała się na powstrzymywaniu Chin. W jego opinii, przede wszystkim z tego względu, że dla Waszyngtonu szokiem były niedawne zmiany chińskiego systemu sprawowania rządów i odejście od zasady dwukadencyjności. O ile, w poprzednim systemie można było liczyć, że kraj, choć bardzo powoli zmierza w stronę demokratyzacji, o tyle teraz jest oczywiste, że nic takiego nie następuje. A zatem lata wspierania przez Amerykę chińskiego cudu gospodarczego poszły na marne. Zdaniem Luttwaka zmiana w amerykańskiej polityce zagranicznej, jej wyraźne zaostrzenie jest nie tylko efektem różnicy w temperamentach. Co prawda w miejsce strachliwego Obamy przyszedł wojowniczy Trump, ale istotą jest to, że ten ostatni przemyślał amerykańską linię polityczną i dąży do jej zasadniczej zmiany. W gruncie rzeczy zmiana ta ma polegać na uprawianiu polityki Kissingera, tylko o odwróconych wektorach. W latach siedemdziesiątych Waszyngton postanowił rozprawić się z ZSRR, ale aby to było możliwe potrzebował normalizacji z Pekinem. I na tym polegał manewr ówczesnego szefa Departamentu Stanu. Złożył on Pekinowi propozycję „nie mieszania się” w rozgrywkę z Moskwą. Nie chodziło o żaden alians tylko o „nie mieszanie się”. I teraz Trump składa podobną propozycję, ale pod adresem Moskwy. Chce jednym słowem, po to, aby uzyskać wolną rękę w rozgrywce z Pekinem, normalizacji z Kremlem. Nie jakiegoś tam resetu, ale tylko normalizacji. Luttwak mówi, wprost – jeśli Waszyngton będzie blokował transfer technologii do Chin, np. w zabraniając sprzedaży silników rakietowych, to byłoby dobrze widziane, aby Moskwa nie wchodziła w to miejsce. Ale po to, aby przełamać opozycję Kongresu Trump musi uzyskać od Moskwy znaczące zmiany w polityce wobec Kijowa. Bez dwóch zdań Kreml musi wycofać się z wojskowej obecności w Donbasie i doprowadzić do normalizacji sytuacji. Bez tego Kongres zablokuje wszelkie próby normalizacji i nie będzie, o czym mówić. A na stole leży jeszcze kwestia Krymu.

    Luttwak mówi też, wprost, co z pewnym zdziwieniem skonstatowały niedawno rosyjskie media, iż Europa w najbliższym czasie raczej nie zmieni swego stanowiska wobec Moskwy. Nawet w kwestii zaopatrzenia w surowce energetyczne Bruksela i kraje Unii mogą zacząć uprawiać politykę zagrażającą interesom Rosji. Rosyjskie media z pewnym zdziwieniem odnotowały coraz liczniejsze w Europie głosy, iż dotychczasowa strategia Unii i państw członkowskich może zacząć ulegać zmianie. Deklaracje prezydenta Francji o budowie systemu gazociągów łączących jego kraj z Hiszpanią oraz przyłączenie się do tego systemu Portugalii w Moskwie odczytano, jako zagrożenie dla europejskiej pozycji Gazpromu. Hiszpania dysponuje największą w Europie liczbą instalacji do przyjmowania skroplonego gazu zza oceanu i budowa takich rurociągów oznacza, zdaniem rosyjskich ekspertów, próbę budowy konkurencyjnego wobec Niemiec i Austrii, hubu gazowego. Tym bardziej, że deklaracjom tym towarzyszyły informacje o planach położenia gazociągów do Afryki Północnej. Ale to nie wszystko. Szef Komisji Europejskiej Juncker zaprezentował ostatnio w Waszyngtonie bardzo koncyliacyjne stanowisko, co w Moskwie zostało odczytane w ten sposób, że wywierana przez Amerykanów presja zaczyna działać. A dodatkowo, tę opinię, wzmogły niedawne doniesienia niemieckiego Handelsblatt, że Berlin planuje budowę pierwszej w kraju instalacji do skraplania gazu nad Bałtykiem. Popularna w Rosji po ostatnim Mundialu prezydent Chorwacji powiedziała też w wywiadzie dla Kommiersanta, że jej kraj nie zamierza rezygnować z planów zbudowania podobnej instalacji na Adriatyku, choć zarazem zadeklarowała, że nie ma nic przeciwko współpracy z Rosją. Jednymi słowy, w Moskwie dochodzą do wniosku, że Europa, choć z oporami i narzekając ugnie się pod presją Waszyngtonu. Co oznacza, że będzie kupowała stamtąd więcej gazu skroplonego. Nie oznacza to wyparcia Gazpromu z europejskiego rynku, ale w języku polityki sygnał jest dość wyraźny. Interesy gospodarcze ustępują, kiedy do głosu zaczynają dochodzić kwestie strategiczne. I jeśli Moskwa nie zrewiduje swej polityki aliansu z Chinami, to może stać się ofiarą, ze względu na swą relatywną słabość, konfliktu gigantów.



tagi:

MarekBudzisz
31 lipca 2018 08:54
8     1376    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

IanThomas @MarekBudzisz
31 lipca 2018 09:15

Panie marku, bardzo ciekawy tekst, zwłaszcza analiza artykułów z prasy rosyjskiej. Gdybym mógł coś dodać od siebie: od początku prezydentury Trumpa można było zauważyć zmianę akcentów tylko większość ekspertów zdawała się je niedostrzegać albo bagatelizować, twierdząc, że kierunek transatlantycki w polityce amerykańskiej zwycięży, bo takie są realia. Sęk w tym, że właśnie realia się zmieniały i nowa administracja wyraźnie dawała sygnał, że NATO jest przydatne, jeśli jest w stanie wspierać cele polityki amerykańskiej. Niemcy nie do końca to zrozumiały, albo też sądziły że dysponując swoją własną soft power będą w stanie nakłonić USA do innej polityki. W tym wszystkim mamy kraje naszego regionu, które próbują się ustawić tak aby maksymalnie skorzystać z oferty chińskiej, a jednocześnie nie stracić uprzywilejowanej pozycji (często mniemanej) wzgledem Waszyngtonu.

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @MarekBudzisz
31 lipca 2018 10:07

Wszystko zmierza do podziału świata na strefy amerykańskie i chińskie. Najmniej stracą nieliczne państwa które przedstawią tak różnorodne oferty, że będą w stanie lawirować między USA a Chinami.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @chlor 31 lipca 2018 10:07
31 lipca 2018 10:15

Albo zostaną pograniczem dla ciemnych interesów obu golemów. 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @MarekBudzisz
31 lipca 2018 11:36

"Ale Pekin postawił na swoim i na szczyt BRIKS zaproszeni zostali liderzy Turcji, Egiptu, Indonezji, Argentyny oraz wielu mniejszych, głównie afrykańskich krajów. Rosjanie obawiają się, że grupa przekształci się, trochę w wyniku dysproporcji potencjałów między Chinami a pozostałymi uczestnikami formatu (może za wyjątkiem Indii) w narzędzie ekspansji Pekinu."

To oczywiste., tylko ze poza obawianiem sie, Rosjanie nie bardzo moga przeciwdziałąć "chińskiemu walcowi", który zwalcował juz połowę Afryki i Azji, a teraz ekspanduje na Ameryke Południową i Europę.

Startegia  Moskwy, to balans pomiędzy "faworami" wobec Chin, a sugestiami wobec USA, ze moga te faworey zmienic azymut, kwestia tylko za ile.

 

W kazdym razie notka ciekawa - plus.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @MarekBudzisz
31 lipca 2018 17:04

Witam.

Bardzo ciekawy tekst, jak zawsze. Gdy go czytam po raz drugi to zastanawiam się czemu Polska, a dokładniej minister Adamczyk, dał szansę Chińczykom na ponowne wejście do Polski ze swoją infrastrukturą budowlaną? Chce tworzyć konkurencję dla polskich firm budowlanych lub europejskich? Jakaś zagrywka globalna? A może tak jak w przypadku Covec chodzi o ponowne udowodnienie ich niemocy na naszym rynku? Piszę o tym ponownym polskim eksperymencie z chińskimi firmami budowlanymi nie w celu trolowania notki lecz w celu zauważenia czym są lub mogą być dla świata Chiny. W kontekście notki walka o dominację w świecie rozgrywa się pomiędzy następującymi podmiotami: USA, Chiny, Rosja, Unia Europejska. I tak czytając zastanawiam się co, każdy z tych podmiotów może dać światu, a dokładniej tej części świata, która nie należy do podmiotów dominujących. Rosja może dać bogactwa naturalne swoich ziem, myśl techniczną w postaci broni. Na marginesie poprzedniej notki zarówno Azerbejdżan jak i Armenia kupują rosyjskie uzbrojenie. Może również dać myśl polityczną polegającą na zdecydowanym i konkretnym działaniu: tu i teraz - Gruzja, Syria, Iran, Turcja, Górny Karabach, Ukraina. Co mogą dać światu Stany Zjednoczone? Poczucie, złudnego co prawda, ale bezpieczeństwa, siłę militarną, panowanie nad technologią i kluczową techniką użytkową. Co może dać Europa, a dokładniej Niemcy? Tu nie mam pomysłu. Stabilizacja polityczna? Wojny już w Europie nie było dawno. A co mogą dać światu Chiny? Chiny na swoim przykładzie ostatnich kilkudziesięciu lat mogą dać światu wiarę w sukces. Jaki to sukces i okupiony jakim kosztem to już osobna kwestia, ale awans Chin do grona światowej, międzynarodowej potęgi gospodarczej ma krótką historię lecz jest faktem. To miekki, ze sfery emocjonalnej, argument który mają Chiny. I to jest argument niemały. Połączony z cierpliwą i bardzo konsekwentną strategią ekonomicznej ekspansji na kraje aspirujące stanowi spore zagrożenie dla pozostałych światowych potęg. Myślę że ten fakt jest zauważany zarówno w Moskwie jak i w Waszyngtonie i Berlinie (o Londynie to chyba nie ma co wspominać). Tak więc amerykańska oferta pod adresem Kremla raczej nie dziwi. Nie dziwi również fakt, że inni zdają się rozumieć "co zaczyna być grane."

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

olo @MarekBudzisz
31 lipca 2018 19:26

ciekawe, jesli sie sprawdzi to bedziemy na europejskich peryferiach

zaloguj się by móc komentować

MZ @olo 31 lipca 2018 19:26
31 lipca 2018 20:09

No i dobrze,będzie spokojniej.

zaloguj się by móc komentować

olo @MZ 31 lipca 2018 20:09
31 lipca 2018 20:59

chetnie bym sie zgodzil, gdybym poznal uzasadnienie tak smialej tezy

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować