O tym, jak Rosja organizując ćwiczenia wojskowe o pokój się troszczy.
W piątek rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow przyjechał do Niemiec. Formalnym powodem ku temu było zakończenie roku rosyjsko – niemieckiego partnerstwa regionalnego i municypalnego oraz poinformowanie opinii publicznej o rozpoczęcia nowego „roku”, tym razem partnerstwa w zakresie kultury i nauki. Z tego też powodu, wizyta zaczęła się od uczestnictwa w oficjalnych obchodach polegających na celebrowaniu rozmaitego rodzaju projektów o charakterze lokalnym, których celem jest pokazanie, jak powiedział sam Ławrow, że „Rosja i Niemcy przyjaźnią się przez lata, a spierają tylko czasem”. Ławrow spotkał się też w jednym z berlińskich hoteli (Adlon) z uczestnikami forum niemiecko – rosyjskiego oraz prowadził rozmowy z szefem niemieckiej dyplomacji Maasem. Jeśli zostawić na boku prawienie sobie wzajemnych duserów (zwracanie się do siebie po imieniu etc.) oraz zapewnienia o potrzebie współpracy, to wspólna konferencja prasowa obydwu ministrów pokazała więcej różnic niźli punktów wspólnych.
Po co jednak rosyjski minister przyjechał do Berlina? Trochę światła na cel jego podróży rzuca wywiad, którego udzielił niemieckiej agencji DPA. Mówiąc o antyrosyjskich sankcjach, które wprowadziła Unia Europejska stwierdził, że są one efektem presji tych kręgów w Unii Europejskiej, które Moskwa z upodobaniem określa mianem „rusofobów”. Ich działania, jak powiedział rosyjski minister, zostały wzmocnione presją Waszyngtonu, a „Brukseli nie starczyło siły i wytrwałości, aby powstrzymać spiralę sankcyjną wprawioną w ruch przez Waszyngton”. Nie jest to wątek w moskiewskiej narracji nowy. Te rusofobskie siły, to oczywiście Bałtowie, Warszawa, Skandynawowie oraz Rumunia. Ale nowa jest sytuacja, w której deklaracja ta jest powtórzona. Po pierwsze coraz silniej rysuje się rozdźwięk między Berlinem i Paryżem a Waszyngtonem i Londynem. Ostatnie deklaracje prezydenta Makrona o potrzebie zbudowania niezależnego od Stanów Zjednoczonych systemu rozliczeń walutowych są Moskwie bardzo na rękę, o czym od lat otwarcie mówi. Ostatnio prezes rosyjskiego państwowego banku WTB Kostin zaproponował przejście w transakcjach handlowych z państwami kupującymi rosyjskie surowce na rozliczenia w innych niźli dolar walutach, ale Chińczycy, bo o nich tu chodzi, zaraz sprowadzili Rosjan na właściwe miejsce bez większych oporów odrzucając tę propozycję. Już po upublicznieniu stanowiska Pekinu zdystansował się od propozycji Kostina rzecznik Kremla, Pieskow mówiąc, że Rosja nigdy nie miała takich planów, co jest oczywistą nieprawdą, bo mówił o tym sam prezydent Putin w trakcie spotkania państwa BRIKS w RPA. Chiny nie mają zamiaru budować alternatywnego systemu rozliczeń walutowych, Rosja jest na to zbyt słaba, musi się też liczyć z zagrożeniami tzw. okresu przejściowego, bo już można przeczytać, że niektóre chińskie banki wstrzymują w obawie przed amerykańskimi restrykcjami transakcje rozliczeniowe z rosyjskimi dostawcami. Ale jeśli taki system niezależny od Waszyngtonu stworzy Europa, pod egidą Berlina i Paryża, to Rosja z pewnością na tym skorzysta, bo jej rozliczenia z głównymi odbiorcami własnej produkcji staną się bezpiecznymi.
Może to właśnie z tego względu Ławrow na spotkaniu w hotelu Adlon przypomniał wypowiedziane w tym samym miejscu w 2010 roku słowa Putina, iż Rosja i Europa, muszą się zbliżyć, „jeśli chcą przetrwać, jako cywilizacja”. Te historiozoficzne motywy, nie wprost wróciły w deklaracjach Ławrowa podczas konferencji prasowej, kiedy zaproponował on Berlinowi strategiczne partnerstwo we wszystkich obszarach, nie tylko gospodarczych i kulturalnych, ale również politycznych. I to w wymiarze ponadregionalnym, a nawet światowym. Media odnotowały, że Ławrow omawiał z Maasem kwestie związane z Syrią, Iranem oraz procesem mińskim, zauważając, prócz przyjaznego tonu również istnienie różnic. Dotyczą one przede wszystkim kwestii Donbasu oraz Syrii. Niemiecki minister spraw zagranicznych akcentując potrzebę kontynuowania rozmów pokojowych zaznaczył, że pierwszym krokiem winno być rzeczywiste przestrzeganie zawieszenia broni na linii rozgraniczenia walczących. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że niemiecki rząd nie mówi jednym głosem. W tym samym czasie niemiecka, ale wywodząca się z chadecji minister obrony, nie wykluczyła, że niemieckie lotnictwo włączy się w działania zbrojne w Syrii, jeśli reżim Asada użyje broni chemicznej, a o planach likwidacji bazy wojskowej, jaką Niemcy mają w Jordanii, na razie nie ma powodów mówić.
Jeśli idzie o kwestie Donbasu, to Ławrow o to, że rozmowy utknęły w martwym punkcie oskarżył Kijów. Jak niedawno powiedział w wywiadzie prasowym były ukraiński prezydent Kuczma, też uczestnik „mińskiego formatu”, polityka Rosji ma obecnie na celu doprowadzenie do sytuacji, aby o ewentualne niepowodzenie negocjacji oskarżyć Kijów i w ten sposób skłonić Europę, do zmiany polityki w zakresie antyrosyjskich sankcji. Informacje, które dopływają z Doniecka zdają się potwierdzać tę ocenę. Otóż pełniący obowiązki szefa „republiki ludowej” Puszilin jednym z pierwszych swoich posunięć doprowadził do dymisji tamtejszego ministra obrony i generalnie do likwidacji resortu, a teraz zaczął rozformowywać ochotnicze oddziały i wcielać je w struktury kontrolowane przez rząd, czyli przez tamtejsze MSW. Idzie o to, aby trudne w kontroli i kierowane przez lokalnych watażków, powiązane też bardzo często ze światem przestępczym albo wręcz same trudniące się bandyterką, formacje zlikwidować, wprowadzając w to miejsce jednostki regularne. Bez tego, jak można przypuszczać przestrzeganie rozejmu jest zadaniem niewykonalnym. A ten ruch wskazuje na to, że patron Puszilina – Surkow dąży do uzyskania bezpośredniej kontroli nad sytuacją „w terenie”. Sądząc po słowach Ławrowa wypowiedzianych w Berlinie, zamiarem Moskwy jest pokazanie światu, że jeśli idzie o porozumienie z Mińska, to separatyści, pod wpływem swych kuratorów dotrzymują obietnic. I teraz ruch po stronie Kijowa.
W poniedziałek prezydent Putin zaskoczył światową opinię publiczną propozycją, skierowaną pod adresem Japonii, aby nie czekając do rozstrzygnięcia sporów granicznych (chodzi o cztery wyspy z Archipelagu Kurylskiego) doprowadzić do zawarcia traktatu pokojowego kończącego II wojnę światową. Obserwatorzy wojskowi zwracają też uwagę, że w trakcie właśnie zakończonych, a przy tym największych od 1981, ćwiczeń wojskowych pod kryptonimem Wschód 2018, Rosjanie dbali o to, aby w żadnym wypadku Japonia nie uznała, że manewry skierowane są przeciwko niej. Premier Abe propozycję Putina odrzucił, a w trakcie niedawnej przedwyborczej debaty telewizyjnej powiedział jeszcze, że osobiście nie wierzy w to, „aby to była spontaniczna propozycja, jak powiedział Putin. Jestem pewien, że było to wszystko wcześniej zaplanowane”.
Podążając tokiem rozumowania premiera Japonii należy zastanowić się, jaki to plan może chcieć realizować Rosja? Obserwatorzy polityki międzynarodowej zwracają uwagę, że zakończone na Syberii manewry miały pokazać Amerykanom, że alians z Chinami jest silny i w gruncie rzeczy mamy obecnie do czynienia z odwróconym planem Kissingera, tylko, że teraz to Stany Zjednoczone znalazły się w osamotnieniu. Ale jest też możliwe i wyjaśnienie uzupełniające. Należałoby zacząć od postawienia pytania, w jakim celu Rosja zdecydowała się zorganizować manewry, w których, jak oświadczył minister Szojgu wzięło udział 300 tys. żołnierzy, czyli 1/3 sił zbrojnych, którymi Rosja dysponuje. Eksperci zwracają uwagę na to, że w sporej części ćwiczenia te są pozorowane – ani rosyjska armia nie była w stanie przerzucić w ten region takiej liczby sprzętu jak deklarowała (mówiło się o 36 tys. jednostkach), ani też w ćwiczeniach nie wzięło udział tylu żołnierzy – niektóre jednostki po prostu wykonały, bo taki był scenariusz ćwiczeń, oderwane od całości zadania na poligonach w bezpośrednim sąsiedztwie miejsc swej dyslokacji. Zresztą i chęć wprowadzenia w błąd, co do ich skali miał być jednym z powodów, dla których wybrano odległy teren. W Europie działa Porozumienie Wiedeńskie, które nakazuje zaprosić obserwatorów, w tym i z państw NATO, a na Syberii, Rosja ma wolną rękę, nikogo nie musi zapraszać, i bez możliwości naocznej weryfikacji przez nikogo może deklarować ściągnięcie dziesiątek tysięcy czołgów. Zdaniem Aleksandra Golca, wojennego analityka Nowoje Wriemia, to ewidentna mówiąc po rosyjsku pokazucha, czyli mistyfikacja, bo gdyby rosyjskie siły zbrojne rzeczywiście chciały przerzucić w rejon ćwiczeń taką liczbę sprzętu, to na tygodnie zapchałyby wszystkie szlaki komunikacyjne, a nic takiego nie miało miejsca. Po co zatem to wszystko? Otóż wydaje się, że zamierzeniem Moskwy było poinformowanie świata, że rozpoczęta przed kilku laty reforma sił zbrojnych jest właściwie zakończona. Jej jądrem był plan polegający na utworzeniu samodzielnych Batalionowych Grup Bojowych. Już w 2016 roku generał Gierasimow, szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, autor projektu, ale też i autor scenariusza manewrów Wostok 2018, informował o planach powołania 66 takich grup. Miały się one liczyć po 800 – 900 żołnierzy, głównie kontraktowych, dysponujących najnowocześniejszymi systemami łączności, i systemami kierowania ogniem. Zostały one też wzmocnione jednostkami pancernymi, miotaczy min, haubicami etc. Wkrótce potem poinformowano, że Rosja zwiększyła ich liczbę do 126. Cechą szczególną tych jednostek jest to, że mogą one działać samodzielnie oraz w większych, w razie potrzeby, grupach i być w stanie szybko przemieszczać się na większe odległości. Jak argumentują analitycy RAND, jednym z zasadniczych zadań ćwiczeń Wostok 2018 było, sprawdzenie tempa, w jakim mogą się one mobilizować.
Warto wiedzieć, że NATO do tej pory, głównie w państwach bałtyckich, było w stanie stworzyć 4 (słownie cztery) podobnego rodzaju jednostki, które miałyby odpierać ewentualną rosyjską agresję. Putin i Ławrow w języku dyplomacji sformułowali przy okazji ćwiczeń to, o czym wprost na łamach Niezawisimej Gaziety napisał, Aleksandr Chramczichin, zastępca szefa Instytutu Analiz Wojennych i Strategicznych. Otóż jego zdaniem dysproporcja sił między Rosją a NATO w Europie jest tak wielka, że gdyby Moskwa chciała, to bez wielkiego wysiłku w ciągu kilku dni połknęłaby obszar aż do Lyonu. O państwach bałtyckich nie mówiąc. Bo po to, aby zniwelować różnice potencjałów Zachód musiałby dyslokować na ten obszar, który strategicznie jest nie do obrony, wszystkie siły, jakimi dziś dysponuje. Ale nawet to nie dałoby Zachodowi przewagi, bo Rosja dysponuje nowoczesna, sprawdzoną w boju armią, której żołnierze chcą walczyć, a siły zbrojne Zachodu, są jego zdaniem „po prostu tchórzem podszyte”. Z Ameryką jest inaczej, ale, po co Waszyngton miałby bronić marginalnych z jego punktu widzenia pozycji? Bajanie o różnicy potencjałów gospodarczych między Rosją a Unią nie ma sensu, bo w realiach współczesnej i bardzo krótkiej wojny, te przewagi nie mają znaczenia. Rosja nie zajmuje państw Bałtyckich, bo tego nie chce, nie połknęła Donbasu, bo do niczego nie jest on jej potrzebny, podobnie zresztą, z tych samych powodów nie zdecydowała się na przyłączenie Abchazji i Osetii. Ale ma takie możliwości i ma takie siły, woli jej też w razie, czego nie zabraknie. Próba zastraszenia? Oczywiście. I po to Putin i Ławrow nawołują do współpracy – mówiąc, nie dawajcie posłuchu waszym rusofobom, bo jak zagnacie nas w uliczkę bez wyjścia to będziecie za to płacić. Lepiej współpracujcie z Moskwą, bo różnica potencjałów militarnych jest tak duża, że w razie konfliktu bez Waszyngtonu sobie nie poradzicie. A co będzie, jeśli Waszyngton nie będzie chciał przyjść z pomocą. Wy macie swoich „rusofobów”, my mamy swoich jastrzębi w stylu Gierasimowa i Szojgu. Ale mamy też zwolenników współpracy i partnerstwa, choćby Władimira Władimirowicza Putina, który dosłownie na dniach zgłosił kolejną inicjatywę pokojową.
tagi:
|
MarekBudzisz |
16 września 2018 15:54 |
Komentarze:
![]() |
stanislaw-orda @MarekBudzisz |
16 września 2018 16:20 |
Ano właśnie. Niech zatem Zachodnia Europa wybiera co dla niej lepsze.
Utonąc jako koło ratunkowe dla USA, czy dryfować z rosyjskim prądem.
|
MarekBudzisz @stanislaw-orda 16 września 2018 16:20 |
16 września 2018 19:08 |
Problem w tym, że te wszystkie nawiązujące do realpolitik odniesienia nie uwzględniają tego jakim państwem jest współczesna Rosja i jakiej ewolucji podlega jej system rządów w ostatnich 20 latach. W związku z tym problemem nie jest dryf z rosyjskim prądem, ale to gdzie nas ten prąd może doprowadzić.
![]() |
stanislaw-orda @MarekBudzisz 16 września 2018 19:08 |
16 września 2018 19:13 |
nas jak zwykle na manowiec
![]() |
chlor @MarekBudzisz |
16 września 2018 20:56 |
Nie wiem co może prosty podatnik zmienić w swoim życiu by zmniejszyć zagrożenie militarne ze strony Rosji.
![]() |
Magazynier @MarekBudzisz 16 września 2018 19:08 |
16 września 2018 23:32 |
"i jakiej ewolucji podlega jej system rządów w ostatnich 20 latach"
Mam wrażenie że to nie ewolucja ale kontynuacja schematu dobry enkawudzista + zły enkawudzista (Gorbaczow + beton partyjny, Jelcyn + Janajew, Putin + Szojgu).
![]() |
tomciob @MarekBudzisz |
17 września 2018 00:06 |
Witam.
Ciekawa, jak zwykle, notka skłania do delikatnego komentarza. A więc jeśli chodzi o ćwiczenia Wostok 2018 to Amerykanie poinformowali o "przechwyceniu" dwu rosyjskich bombowców z asystą myśliwską, które leciały wzdłuż 300. kilometrowej strefy identyfikacji obrony powietrznej USA i Kanady (na zachód od Alaski). Info: link do rosyjskiego Sputnika. Cóż to oznacza? Że Rosjanie, co ważne, nie naruszają strefy, a Amerykanie są gotowi do jej obrony - takich przechwyceń jest pewnie więcej ale do opinii publicznej podaje się wybrane i wybranym czasie. Poza tym o Korei Płn. cichutko czyli Wostok Wostokiem, a amerykańskie interesy w tym miejscu świata pod kontrolą.
Zupełnie inaczej sprawa ma się w Syrii gdzie Izrael od jakiegoś już czasu prowadzi konkretne działania zbrojne wymierzone w irańskie instalacje wojskowe na terenie tego kraju. Info za portalem Altair. Cóż to oznacza? Ano to, że nie tylko Rosjanom nie brakuje determinacji w obronie własnych interesów. Rosja w Syrii jest uwikłana w sojusz z Iranem co automatycznie oznacza problemy z Izraelem, który nie może sobie pozwolić na jego obecność wojskową blisko swojej granicy. To rodzi mocne komplikacje dla rosyjskiego zaangażowania w ten węzeł gordyjski. Nieprzypadkowe deklaracje (również ze strony niemieckiej) o zdecydowanej odpowiedzi w przypadku użycia broni chemicznej w Syrii nie pozostawiają złudzeń. Broń chemiczna to może być pretekst ale odpowiedź będzie realna. Póki co po przeniesieniu z Turcji do Jordanii niemieckie Tornada w bazie Al-Asrak, symbolicznie bo jest ich sześć, mogą włączyć się do akcji. I tu dochodzimy do Turcji, która wydaje się być w tej chwili, języczkiem u wagi syryjskiego węzła gordyjskiego. Turcja, która ma potężną armię i nie wahała się zestrzelić rosyjskiego myśliwca, która zawiaduje dostępem do Morza Czarnego, z którą Rosja musi się liczyć. Czy Rosja jest głównym rozgrywającym w Syrii? Śmiem wątpić.
A co do determinacji Rosjan w użyciu siły przeciw Europie, a dokładniej NATO to warto zauważyć potencjał militarny nie samego NATO a poszczególnych krajów z którymi może się mierzyć: od Ukrainy poczynając, przez Polskę, Bałtów, Finów, Skandynawów, Rumunów (o obecności militarnej USA w Niemczech, z techniką jądrową włącznie, już nie wspominam) jest wysoce moim zdaniem wątpliwe aby Rosja zaryzykowała trzecią wojnę światową dla obrony swoich europejskich aspiracji. Jest to zresztą szczególnie ciekawe w kontekście odtajnionej niedawno prezydenckiej bibliotece Bilia Clintona, z której wynika wprost, że Putina rekomendował i przedstwiał Amerykanom Jelcyn. Cóż to oznacza? Ano to, że mit "kulawego" Jelcyna i silnego "zbawcę" Putina jest zwyczajną propagandą. Zarówno Jelcyn jak i Putin byli pewną konsekwentną kontynuacją rozgrywki której na imię Rosja. Rosja z którą musi się liczyć cały świat, a jednocześnie Rosja, w której ten świat ma swój dobrze pojęty "światowy" interes. Jaki to interes? Ropa, gaz, surowce mineralne i mnóstwo ludzi pracujących za marne grosze z przeogromnym kapitałem najbogatszych Rosjan lokowanym na... zgniłym zachodzie. Tak to niestety wygląda. Info z biblioteki Clintona za Newsweekiem.
Pozdrawiam
![]() |
Magazynier @chlor 16 września 2018 20:56 |
17 września 2018 09:02 |
Wg moich danych najgorsze jest zagrożenie propagandowe. Przeciętny Rosjanin uważa Polaka za fałszywą kanalię. Nie dość że antysemita od urodzenia to jeszcze urodzony zdrajca. Tak są formatowani Rosjanie np. 5 dni w tygodniu przez wieczorny program tow. Sołowiowa, który od czasu do czasu, np. przy okazji Skripala, ma takie ciągi programów, w których 200 razy powtarza w różnych kontekstach słówka wojna, wojna, wojna. Bez problemu znajdziesz to w youtubie. I takiego tam celbrytę eksponuje co się nazywa Kedmi, a kiedyś nazywał się Kozakow, niby Żyd, ale taki Kozak-Żyd. W angielskiej wiki ciekawie jest opisany. I ten od czasu do czasu taką właśnie hagadę zapodaje o Polakach. Sołowiow też zresztą Żyd.
![]() |
Paris @Magazynier 17 września 2018 09:02 |
17 września 2018 18:27 |
Dokladnie tak...
... najwieksze "zagrozenie" przez roznych putinow... kimow... czy innych baszarow... albo klimatyczne - robi wsciekla merdialnia !!!... zainteresowana tylko robieniem siwego dymu i przewalaniem kasy na urojone zagroRZenia... bo wiadomo, ze w "metnej wodzie ryby lowi sie najlepiej" !!!
![]() |
stanislaw-orda @Magazynier 17 września 2018 09:02 |
20 września 2018 20:01 |
skoro to są Żydzi z pochodzenia, to znaczy, że od Październikowej Rewolty 1917 roku niezbyt wiele się w propagandzie kremlowskiej zmieniło. A na pewno nie zmieniło sie rozkładania tzw. akcentów. No, ale nie nalezy wykluczuć, iz sa przekonani wykluczone, że mają dobre powody. Moim zdaniem, nie warto było np. wszczynać "wojny o pomniki" dotyczace czasów wojny. Uweażxaja, że skoro przelewali krew , abyu nas wyzwolić spod okupacji, to nie powinnismy tak ostentacyjnie się "odwdzięczać".
Przy okazji poruszonego wątku zapraszam do przeczytania mojej nowej notki zatytułowanej "Zeznaje świadek Karol Wędziagolski", którą zawieszę za dzień lub dwa.
![]() |
stanislaw-orda @Paris 17 września 2018 18:27 |
20 września 2018 20:02 |
Zakładam, że na temat "zagrożenia klimatyucznego" nie wiesz nazbyt wiele.